innych, o grzechy sąsiadów, znajomych czy polityków. On pyta o moje grzechy. Bo nawrócenie zaczyna się najpierw od siebie samego. Od uznania, że to ja jestem pierwszy, który potrzebuje miłosierdzia Bożego. Dlatego nim zaczniemy innych przyprowadzać do Jezusa, nim zaczniemy innych osądzać i kamienować słowami, nim innym każemy się nawracać, najpierw sami uczyńmy rachunek sumienia. Bo nie jest w życiu najgorszym to, że się grzech popełni, że się upadnie i zgrzeszy. Najgorszym jest to, że się nie chce tego zobaczyć, że się nie uznaje w sobie grzechu, że grzech staje się „przyjacielem” człowieka. I że zamiast przyjść z grzechem do Jezusa, to się od Niego odchodzi, jak odeszli faryzeusze z „nierozgrzeszonym” sercem.
Pozostał tylko Jezus i kobieta stojąca na środku. Spotkanie jak na spowiedzi. Grzesznik i Ten, który jest bez grzechu, Jezus. Co się więc stanie z kobietą? Ona wie, że Jezus ma prawo rzucić kamieniem, że zasłużyła na potępienie, że nie ma nic na swoją obronę. Zdana jest całkowicie na to, co zrobi Jezus. A co On czyni? Okazuje miłosierdzie.
Niewiasto, nikt cię nie potępił? I Ja ciebie nie potępiam. – Idź, a od tej chwili już nie grzesz.
Dodaj komentarz